Tammy zrobiła się biała jak płótno. Zakręciło się jej w głowie. Musiała mocniej przytrzymać się konaru, żeby nie spaść.
tępą stroną ostrza o wnętrze swojej dłoni. - Jak się tutaj dostałeś? - Jestem przestępcą, pamiętasz? Włamałem się w ciągu sekundy, bezszelestnie. Głupio z twojej strony, że nie używasz łańcucha na drzwiach. Samotna kobieta... powinnaś wiedzieć najlepiej. Sayre nie chciała myśleć o tym, jak długo Watkins był w pokoju, zanim się obudziła. Poczuła dreszcz obrzydzenia na myśl, że siedział w fotelu przy jej łóżku, obserwując, jak śpi, wsłuchując się w jej oddech. Może to jego zapach ją obudził? Nie mył się przynajmniej od kilku dni i jego smród przyprawiał Sayre o mdłości. - Prawdziwe? - Podniósł do światła diamentowe kolczyki, które odłożyła przed snem na szafkę nocną. Zaczął się przyglądać, obracając je, oceniając ich wartość. - Tak. Weź sobie, jeśli chcesz, - Dzięki. Chyba tak zrobię. - Włożył biżuterię do kieszeni w brudnych dżinsach. - Nie mogę jednak wyjść, dopóki sobie trochę nie pogawędzimy. - O czym chcesz ze mną rozmawiać? - Wiesz, że jestem poszukiwany przez policję? - Zaatakowałeś mojego brata nożem. - Gówno prawda. Chciałem go tylko nastraszyć. To on sprawił, że go zraniłem. Zrobił to naumyślnie. Chociaż sama przedstawiła podobną teorię Beckowi, spytała teraz: - Po co Chris miałby to robić? - Ponieważ chciał, żebym wyszedł na zabójcę. - Chris uważa, że zamordowałeś naszego brata. Czy to prawda? Zamiast odpowiedzieć, Watkins otworzył szufladę w szafce nocnej, wyciągnął stamtąd Biblię i rzucił na łóżko, tuż obok Sayre. - Księga Rodzaju, rozdział czwarty - powiedział. - A więc znasz Biblię? - odparła chłodno, nie wykonując najmniejszego ruchu. - W Angoli co tydzień brałem udział w nabożeństwach. Pomagałem rozdawać śpiewniki i w ogóle. Dobrze to wyglądało w moich papierach. - Zapewne doskonale równoważyło sodomię. - Nazywasz mnie pedałem? - Jego oczy zalśniły złowrogo. - Już ja cię nauczę, że się mylisz. Sarkazm Sayre okazał się fatalną pomyłką. Dała mu powód do udowodnienia jej czegoś. Kiedy rzucił się na nią, próbowała się skulić w najdalszym kącie łóżka, ale znów chwycił ją za włosy i przyciągnął do siebie. Przyłożył czubek noża do jej policzka i zaśmiał się, gdy znieruchomiała. - Tak myślałem, że to przyciągnie twoją uwagę. Nie chcesz, żebym pokancerował tę śliczną buźkę, prawda? - Brutalnie rozłożył jej nogi i stanął między udami, wypychając biodra w kierunku jej twarzy. - Wyszczekana jesteś, nie powiem, ale znam doskonały sposób, żeby zamknąć ci usta. - Musiałbyś mnie zabić - To też może być zabawne. W tym momencie szczęknęła włączająca się klimatyzacja. Klaps zareagował na hałas, gwałtownie odwracając głowę w kierunku, skąd dochodził. Poczuł wyraźną ulgę, gdy zrozumiał, co to było, niemniej stracił czupurność. Puścił włosy Sayre i nerwowo odsunął się od niej. - Bardzo bym chciał w pełni wykorzystać sytuację, ale i tak już spędziłem tu za dużo czasu - powiedział. Podniósł Biblię i potrząsnął nią w kierunku Sayre. - Powiedz szeryfowi Harperowi, żeby przeczytał opowieść o Kainie i Ablu. I radzę ci dobrze, żebyś była bardzo przekonywająca,
Kolacja przez jakiś czas przebiegała w milczeniu Wróćmy do kwestii listu - zaproponował w końcu Mark, dolewając wina.
odbicia...
- Już siedzi. Czy raczkuje?
- Naprawdę? - zawołał z nagłą radością.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
I cóż miał jej na to odpowiedzieć?
- O czym myślisz? - zagadnął.
Róża długo milczała. Mały Książę też milczał i lekko gładził płatki Róży.
- Przestań to w kółko powtarzać! Czemu tak bardzo chcesz uciec z tego zamku? Duchy tu są, czy jak?
- Bądź rozsądna. Wynajmijmy opiekunkę i zejdźmy do restauracji.
Przy Henrym doświadczał czegoś, czego nie potrafił na¬zwać. Czegoś znacznie głębszego niż kiedykolwiek. Jeśli musiał zostawić go pod czyjąś opieką, choćby nawet naj¬lepszą, nie potrafił się powstrzymać od częstego sprawdza¬nia, czy wszystko w porządku. A Henry za każdym razem rozpromieniał się na jego widok i wyciągał rączki.
- Nie, z pani ojczymem.
Z podniesioną głową weszła do środka, a księciu nie po¬zostało nic innego, jak podążyć za nią.
szczegółu. Pojechała do Vermontu samochodem wynajętym w
Co gorsza poprzedniej nocy całkiem stracił głowę.
- Nie... znikać... jej... z... oczu.
Żona chyba wyczuła żar jego spojrzenia, bo odwróciła
może się schronić przed domowym gwarem.
wstępów zaczęła wyliczać czekające go w najbliższych
mocniejszym systemie korzeniowym.
- Tak, to coś z dziećmi, ale...
- Przesunęła dłonią po karku. Rozpuszczone
- Albo przybył któryś z jej wielbicieli, żeby mnie
kończył urządzanie gabinetu. Nie chciałabym zostać
znajdował się cmentarz, położony na zboczu, żeby nie zajmować
dwa dni, a potem nareszcie spokój. W sobotę czekało
– A J.T. postanowił jednak wziąć udział w tej wyprawie ojców
- Nos to osoba, która miesza różne zapachy -
Dzieci Colina i wnuki Jacka zasługiwały na lepsze życie.